nadopiekuńczość

NADOPIEKUŃCZOŚĆ CZASEM MA SWOJĄ HISTORIĘ…

 

Przekonali ją. Mąż i syn po raz kolejny postawili na swoim i wakacje spędzają nad morzem. To była trudna decyzja. Już pakując walizkę wiedziała na co się pisze. Kłótnia z nimi to tylko kwestia czasu. Wystarczy, że wyjdą na plażę. Bała się tego wyjazdu, bała się najbardziej na świecie.

Specjalnie przedłużała moment wyjazdu, a potem ciągnęła ich przez ogromną plażę do miejsca, które jej zdaniem było najbezpieczniejsze. Tuż przy ratowniku. W głębi serca wiedziała, że to i tak nie ma znaczenia. Smarowała plecy ośmiolatka kremem przeciwsłonecznym, a w gardle rosła ogromna panika.

Chłopiec podszedł do wody. Zamoczył stopy. “Zimna!” – krzyknął do mamy. Uśmiechał się. Tak długo czekał przecież na ten wyjazd. Małymi krokami wchodził głębiej do wody. “Wystarczy!” – krzyczała mama stojąc na brzegu. Woda zakrywała mu zaledwie połowę ud. “Krzyś! Wystarczy! Dalej nie idź!“. Nie słuchał, więc krzyczała coraz głośniej. Nie mogła ukryć swojego zdenerwowania. Wściekła się, zagroziła karą, dała minutę na wyjście z wody.

Kątem oka widziała dwie kobiety siedzące obok. Obserwowały ją, a jedna zaśmiała się głośno. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co myślą. Przewrażliwiona matka. Tak samo przecież mówi o niej jej własny mąż. “Jesteś przewrażliwiona. Przestań panikować. Nic mu się nie stanie. Będę obok. Przestań robić szopkę i daj mu nauczyć się pływać!“.

Im dłużej stała na brzegu, tym kobiety mniej przejmowały się tym, że usłyszy ich śmiech. Starsza pani mijając ją z wnuczkiem, skomentowała głośno: “A niech sobie chłopak popływa. Pani go zostawi i kawki się napije. Ech, te dzisiejsze matki, za rączkę kiedyś do ołtarza poprowadzą.

Było jej przykro. W oczach innych była matką – nie biegaj, bo się spocisz. Matką – uważaj! Matką- wolniej! Choć na co dzień się tak nie zachowywała. To ta woda. Te fale.

Miała pięć lat, gdy rodzice zabrali ją i siostrę nad morze. Tata kupił ogromny dmuchany materac. Do dziś potrafi przypomnieć sobie każdy szczegół. Wypłynął z nimi dosyć daleko od brzegu. Tego dnia nie było nawet wiatru. Woda była spokojna. Nic nie zapowiadało tragedii. Tata zaczął nurkować i co chwilę wyłaniał się z wody w innym miejscu. Śmiała się. On zawsze był zabawny. W którymś momencie, gdy znów był pod wodą postanowiła skoczyć za nim. Wpadła pod wodę. Nie wie co było dalej.

Kiedy otworzyła oczy leżała na gorącym piasku, a wokół stało mnóstwo ludzi. Jakiś pan, to mógł być ratownik, wciąż powtarzał jej imię. Kiedy jasność umysłu wróciła, była już w karetce. Obok siedziała mama i płakała. Wakacje marzeń okazały się największym koszmarem. “Tak mało brakowało…” – powtarzali jej potem rodzice.

Woda kojarzyła jej się tylko z niebezpieczeństwem. Morze to zło. Żywioł. W ciągu całego swojego życia tylko raz odważyła się sama tam pojechać. Nie zamoczyła nawet stóp. Wspomnienie tamtego dnia i słowa mamy powtarzane przez całe życie sprawiły, że panicznie bała się ponownego spotkania z morską wodą. Teraz po raz trzeci przyjechała z rodziną. Trzeci raz walczy z mężem, synem i samą sobą.

Stojąc nad brzegiem morza patrzy na Krzysia. Gdyby coś mu się stało… Gdyby historia się powtórzyła… I te dwa babska śmiejące się pod nosem.

Chłopiec wybiega z wody. Wściekły. “Zawsze musisz wszystko zepsuć! Co z ciebie za mama!”. Łzy płyną mu po policzku. “Przepraszam synku“. Próbuje go przytulić, ale się wyrywa. Nie była w stanie znieść myśli, że Krzyś jest w wodzie, a ona na brzegu spokojnie czeka. Tłum dzieci beztrosko chlapie się w wodzie. Jej syn obrażony owinął się ręcznikiem i schował głowę.

Niech się obraża. To przecież dla jego bezpieczeństwa….