PRZYJACIÓŁ POZNAJE SIĘ W BIEDZIE? BZDURA!

 

W moim życiu pojawiali się różni ludzie. Jednych lubiłam, za innymi nie przepadałam, ale zawsze starałam się wszystkich szanować. Tak wiesz, bez względu na poglądy czy status społeczny.

Bywało, że byliśmy z mężem grubo pod kreską. Zwłaszcza w momencie, gdy zaciągnęliśmy kredyt na budowę domu i urodziły się bliźniaczki. Spełniało się jedno z największych naszych marzeń, ale nagle nie potrafiliśmy się z tego cieszyć, bo rachunki nas… zeżarły. I można by pomyśleć, że to tylko pieniądze, że mieliśmy siebie, byli przyjaciele i rodzina… Że mimo wszystko należało się cieszyć małymi rzeczami.

Niestety, tamtych ludzi dziś już nie ma. Kiedy satysfakcjonująco odbiliśmy się od dna zniknęli nam z pola widzenia.

Kiedy założyłam blog ludzie uśmiechali się pod nosem z politowaniem. Często pytali, po co mi to, czy z tego da się wyżyć, ile mam darmowych zabawek… I wciąż się uśmiechali. Żadnego z tych komentarzy nie wzięłam sobie do serca. Zakasałam rękawy, pisałam, wydałam książkę, kalendarz, za chwilę otworzę swój sklep. Niektórzy do dziś nie uważają tego co robię za pracę.

Tym razem ja się uśmiecham. Kiedy dostałam statuetkę “Kobiety Sukcesu” jedna z byłych znajomych napisała mi po wymianie kilku zdań, że bardzo się zmieniłam… choć wcześniej od czterech lat nawet nie zapytała co u mnie słychać. Martynę widziała chyba raz w życiu. Przez cztery lata nie rozmawiałyśmy, a ona twierdziła, że sukces uderzył mi do głowy…

Kiedy zmieniliśmy samochód znajomy wprost zapytał skąd mieliśmy pieniądze… (serio!)

Otwieram oczy ze zdumienia. Kiedy w końcu zaczęły się układać nasze życiowe puzzle, okazało się, że bardzo wielu znajomych w nich nie ma. Przyjaciół poznaje się w biedzie? W życiu! Prawdziwi przyjaciele potrafią cieszyć się twoim szczęściem, kibicować ci, kiedy jesteś “na górze”, nieprzerwanie trzymać kciuki. Prawdziwych przyjaciół poznasz po tym, że są obok, wtedy gdy ci się powodzi.

Nie czuję skrępowania, gdy na pytanie o pracę odpowiadam, że jestem blogerką. Wymarzyłam sobie ten “zawód”, pracę w domu i żadnego szefa nad sobą. To jest to, co będę robić zawsze. Najwyżej przekwalifikuję się na nieperfekcyjną babcię.

Szacunek. Uczę go swoich dzieci. Pokazuję, że mimo różnic, wszyscy powinniśmy się szanować. Potem piszę tekst, w którym poruszam jakiś ważny dla mnie temat i bywa, że spada na mnie lawina komentarzy od ludzi innego poglądu. I nie ma w nich szacunku. Ani do mnie, ani do mojej pracy, ani tym bardziej do moich poglądów. Szacunek… Nie dostałam go od najbliższych, jak mam wymagać tego od obcych?

Podpisuję swój “Kalendarz 2018 dla mam”, nagle otwierają się drzwi i przeciska się przez nie głowa mojego męża: “Chodź na kolację. Czekamy na ciebie“. Odkładam marker, zasiadam do stołu i patrzę na te uśmiechnięte buzie.

Najważniejsza jest rodzina, cała reszta to tylko zmieniające się twarze.