DROGI ZIĘCIU, NIE WYCHOWAM CI SŁUŻĄCEJ

 

Mówi się, że dzieci wychowujemy dla innych ludzi. Dziewczynkę dla przyszłego męża, chłopca dla przyszłej żony.

Nie zgadzam się.

Nie chcę wychować kogoś kto musi spełniać wymagania swojego partnera. Nie chcę, by moje córki spełniały wymagania kogokolwiek. Moim jedynym celem jest wychować dzieci na szczęśliwych, mądrych, odpowiedzialnych dorosłych. Jedynym wspólnym mianownikiem, który ma cokolwiek wspólnego z innymi ludźmi jest szacunek do nich. Bo szanować każdego człowieka bez względu na wszystko, to niestety cecha wymierająca w dzisiejszym świecie.

Co to w ogóle znaczy, że mam wychować swoją córkę dla jakiegoś faceta? Czy to znaczy, że książkę kucharską ma mieć w małym paluszku? Że ma biegać ze ścierą, by mąż był zadowolony z porządku w domu? Że ma dać się zamknąć w złotej klatce, bo tam jest miejsce baby? Co to w ogóle znaczy, że ona ma być czyjaś?

Nie, nie i jeszcze raz nie! Wychowam je tak, by wiedziały, że jeśli nie mają ochoty stać przy garach to wcale nie muszą. Że biegać ze szmatką równie dobrze potrafi mężczyzna. Że kiedy zostaną matkami to mają prawo (a nawet obowiązek) myśleć także o sobie! Co więcej, wcale matkami zostawać nie muszą. Wychowam je na pewne siebie, ale mimo wszystko ciepłe osoby. Takie, które potrafią zawalczyć o siebie, nie raniąc przy tym innych.

Dziś nie mają ochoty jeść marchewki? Nie muszą. W przyszłości nie będą chciały jej podawać mężowi? Też nie muszą.

Ale… Dziś zdecydowały się na psa. Mają obowiązki. W przyszłości zdecydują się na założenie rodziny, również obowiązki się pojawią. Tyle, że nie chcę, by cokolwiek robiły wbrew sobie. Posiadanie dziecka i jednoczesne spełnianie się w pracy jest już możliwe. Nie trzeba rezygnować z siebie dla czyjegoś dobra (ok, są wyjątki, na przykład chore dziecko wymagające ciągłej opieki), ale również w drugą stronę: jeśli będą miały możliwość i ochotę zrezygnować z pracy (kariery?) dla macierzyństwa to dlaczego nie?

W nosie mam wymagania zięcia, choć na pewno będę szanować wybory swoich córek. Nie chcę jednak, by żyły tak, aby tylko mężowi było dobrze. Chcę, by najpierw wiedziały jakiego życia chcą dla siebie, a potem świadomie zdecydowały w którą stronę pójść.

Czy chciałabym, żeby przyszła teściowa mojego dziecka wychowała swojego syna dla mojej córki? Nie. Chciałabym, żeby każda z nich trafiła na tak samo świadomego swojego szczęścia faceta. Żeby on również nie musiał w przyszłości poświęcać się ani rezygnować z własnych przyjemności dla niej.

Po latach zrozumiałam, że prawdziwym szczęściem jest wolność w związku, nie przywiązanie. Wolność wyboru, akceptacja, wsparcie bliskiej osoby. Szczęściem nie jest usługiwanie komuś, rezygnowanie z siebie, czy zmuszanie się do czynności, których się nie lubi.

Tak. Tak je wychowam. A przynajmniej taki mam plan…