O TYM JAK ZOSTAŁAM IDOLKĄ SWOJEJ CÓRKI…

 

Mamoooo, masz jakiegoś swojego idola?” – pyta moja siedmioletnia córka.

Hmmm, wiele osób mi imponuje, ale chyba nie umiałabym wybrać tej jedynej. Dlaczego pytasz?” – odpowiadam.

Bo ostatnio rozmawiałam z koleżankami o idolach i powiedziałam im, że ty jesteś moją idolką.

W moim gardle coś zaczęło się dziać. Urosło coś. Gula. Ogromna gula zabrała mi dopływ tlenu. Czułam jak robi mi się gorąco.

Ja?” – zapytałam nieśmiało – “Naprawdę? Dlaczego?

Czyżbym jednak robiła najlepsze naleśniki na świecie? Albo po prostu wypadało jej tak powiedzieć?

Pamiętasz jak kiedyś na ulicy pomogłaś pewnej pani?

Nie bardzo…

No, tej starszej pani, która się zgubiła. Właśnie dlatego jesteś moją idolką. Chciałabym kiedyś komuś tak pomóc.

Musiałam bardzo się skupić, żeby przypomnieć sobie tę sytuację. Wracaliśmy całą rodziną z jakiegoś wspólnego niedzielnego spaceru wzdłuż rzeki Odra. Na skrzyżowaniu zauważyłam starszą panią, która nerwowo się rozglądała. Coś mnie wtedy tknęło i zaczepiłam ją pytając czy potrzebuje pomocy.

Okazało się, że staruszka szukała jednej z ulic Opola. Podała cały adres wraz z numerem mieszkania. Opowiedziała o swoim synu, którego właśnie zamierzała odwiedzić. Im dłużej rozmawiałyśmy tym bardziej ona sama nie była już przekonana, czy syn tu mieszka… bo 30 lat temu wyjechał za granicę. Coś mi się nie zgadzało. Zapytałam więc, czy ona również mieszka tu w pobliżu, ale zamilkła. W tamtej chwili nie pamiętała, gdzie jest jej dom… Nie muszę być lekarzem, by mieć przypuszczenia, że to były ewidentne problemy z pamięcią, a może nawet Alzheimer.

Zatrzymałam więc przejeżdżający patrol Straży Miejskiej. Panowie wylegitymowali staruszkę i z jej dowodu osobistego dowiedzieli się, że pani mieszka na drugim końcu miasta. Zajęli się nią.
Martyna zadawała potem mnóstwo pytań. Dlaczego pani się zgubiła, dokąd szła, a co to za choroba i czy trafiła w końcu do domu?

Jak większość mam, na co dzień wyrzucam sobie masę błędów. Że znów zdarłam gardło, krzycząc bez sensu na dzieci. Że sprawiłam im przykrość, bo kiedy one bawiły się w najlepsze to ja kazałam iść im do łóżek. Bo terroryzuje je zupą ogórkową. Bo nie kupiłam kolejnej lalki. Tymczasem okazuje się, że w tych małych głowach takie sytuacje są szybko zapomniane, a pamięta się te dobre momenty. Wspomniana sytuacja miała miejsce dwa lata temu. Nawet ja jej nie pamiętałam. A Martyna owszem…

Każda z nas jest bohaterką i idolką dla swoich dzieci. Dopóki nie krzywdzimy ich fizycznie i psychicznie, takie rzeczy jak kożuch na mleku czy obowiązkowe spanie o 20:00 będą nam zapomniane. I to jest piękne.