A CO JEŚLI STRASZĘ SWOIM WYGLĄDEM W BIKINI?

 

Kiedy zostałam mamą byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Dwa lata później znów byłam w ciąży. Nie spodziewaliśmy się z mężem, że kiedykolwiek „wpadniemy”. Ta nasza słodka wpadka ma dziś półtora roku. Obie ciąże mocno zmieniły moje ciało. Nie zdążyłam wrócić do formy, kiedy mój brzuch znów rósł. Liczne rozstępy pojawiły się bardzo szybko. Zostało mi siedem kilogramów na plusie, zwisający biust i blizna po cięciu cesarskim. Mąż mnie akceptuje taką inną. Ja sama staram się raczej nie myśleć o kompleksach, ale zbliża się nasz wyjazd na wakacje, a ja nie widzę się w stroju jednoczęściowym. Nie chcę zakładać czegoś co mi się nie podoba, a z drugiej strony nie wiem czego się spodziewać. Nie przeżyłabym tego, gdyby ludzie uparcie gapili się na mój brzuch. Nie chcę być wytykana palcami, a jednocześnie marzę o bikini…

Przez ostatni miesiąc dostałam kilka podobnych maili. Takich w stylu: ja siebie akceptuję, ale co powiedzą inni?

Nie dziwię się młodym lub świeżo upieczonym mamom, których ciało uległo zmianie, że mają podobne obawy. Moja figura również się zmieniła i choć jestem bardzo szczupła, brzuch zdecydowanie nie wygląda już tak jak kiedyś. Nie pomaga nam w tym internet, zwłaszcza facebook, bo choć ciągle dostrzegamy slajdy „akceptuj siebie”, „pokochaj swoje ciało”, „nie ma perfekcyjnych ludzi” to z drugiej widzimy memy wyśmiewające ciała osób z nadwagą lub źle dobraną garderobą.

Użytkownicy takich portali lubią nabijać się z kobiet w za ciasnych sukienkach. Wytykają, że tylko modelkom należą się legginsy, a kobiety sporych rozmiarów powinny mieć zakaz wstępu na plażę. To nie jest fair. To nie jest fajne. Zwłaszcza, że na takich ludzi możemy natknąć się dosłownie wszędzie. I nie są to jedynie podlotki z gimnazjum ani ludzie spoza marginesu. Z takimi dotykającymi opiniami można spotkać się również w gronie znajomych. Czy właśnie z tego powodu powinnyśmy, my matki, rezygnować z tego co nam się podoba?

Odpowiedziałam tej mamie na mail zgodnie z tym co zrobiłam sama. Mój brzuch pokazałam TUTAJ. Może nie jest jakiś koszmarny, ale na pewno do ideału bardzo mu brakuje. A już na pewno sporo brakuje mu do tego wyglądu sprzed ciąży z bliźniaczkami. Mąż uważa, że jest piękny. Ja się do niego przyzwyczaiłam. Nie płaczę po kątach, że świat jest niesprawiedliwy, bo mam troje fajnych, zdrowych i kochanych dzieci. Jestem szczęśliwą, choć nerwową, mamą i jeśli ceną za moje macierzyństwo jest naciągnięta skóra na brzuchu to uważam, że ta cena i tak jest mała.

Zarówno w zeszłym roku, jak i w tym, założyłam bikini. Nie kroczyłam dumna jak paw, ale też nie zasłaniałam się mijając bezdzietne, idealnie gładkie ciała młodych dziewczyn. Nie rozglądałam się wokół siebie sprawdzając czy ktoś patrzy na mnie. Nie zastanawiałam się nad tym co ludzie myślą. Przyjechałam na wakacje z rodziną. Czas się bawić.

Ludzie bywają wredni. Bywają złośliwi i krytyczni. Tylko czy chcę dopasowywać się do opinii obcych, nieznanych mi ludzi? Nie bójmy się tego powiedzieć wprost: czy chcę przejmować się idiotami? Jeśli zakładam bikini to znaczy, że taka podobam się sobie. Jeśli w przyszłości będę miała dziesięć kilogramów więcej i wciąż będę miała ochotę odsłonić ciało to to zrobię, bez względu na gapiów.

Nie przyglądam się uporczywie ludziom na plaży, ale jeśli spotykam osobę z nadwagą, która potrafi świetnie się bawić i nie zważać na otoczenie to mam ochotę podejść do niej i przybić jej piątkę. Za dystans do świata, za optymizm, za tę umiejętność życia własnym życiem bez względu na opinię otoczenia. Lubię ludzi, którzy akceptują swoje ciała. Uwielbiam matki, które potrafią powiedzieć: „moje ciało się zmieniło i co z tego?”.

Pamiętaj o tym, że przez cały czas zbierasz wspomnienia. Niech będą piękne. Ludzie wredni zawsze umrą wredni. I to im należy współczuć.