NIE CHCĘ BYĆ JAK MOJA MAMA!

 

W internecie krąży filmik nagrany przez przechodnia, w którym widać jak matka kopie leżące na schodach dziecko. Popłakałam się czytając sam opis. Nie wystarczyło mi odwagi, żeby go zobaczyć. Rośnie we mnie niewyobrażalny gniew na kogoś, kto znęca się nad własnym dzieckiem. Nie mieści mi się w głowie to, że matka, która pod sercem nosiła, urodziła a potem zdecydowała się wychować swoje maleństwo może zadawać taki ból…

A potem rozmawiając z mamami na forum okazuje się, że dzieci skrzywdzonych przez własnych rodziców jest niezmiernie dużo. Zbyt dużo. Pisze do mnie co najmniej kilkanaście mam, które otwarcie przyznają:

„Nie chcę być jak moja mama!”

Moja wrażliwość na krzywdę bezbronnych dzieci wzrosła chyba o milion, odkąd sama jestem rodzicem. Po odczytaniu tych historii przeryczałam pół wieczoru. Wszystkie autorki zgodziły się, by napisać o tym na blogu.

 

MARYSIA

Wychowywała się w zwykłej, przeciętnej rodzinie. Swoje dzieciństwo wspomina z uśmiechem na twarzy. Dzieciństwo, które trwało to tego pamiętnego dnia. Miała wtedy 10 lat. Tata wracał z delegacji. Razem z mamą i młodszym bratem wybrali się samochodem na dworzec, żeby go odebrać. Pamięta, że razem z czteroletnim Piotrusiem siedzieli na tylnym siedzeniu i się kłócili. Mama wciąż ich upominała i próbowała godzić, ale wszystko na nic. Przedrzeźniali się nawzajem, więc mama co chwilę odwracała głowę do tyłu. W pewnym momencie straciła panowanie nad samochodem. Kiedy Marysia ocknęła się w szpitalu siedział obok niej tata… Piotruś zmarł następnego dnia. Od tego momentu czuła, że nie ma już mamy. Cała wina, żal i gniew spadły na dziesięcioletnie dziecko. Na dziewczynkę, która przez wiele lat obwiniała się o śmierć braciszka. Dopiero kiedy jako dorosła kobieta poddała się terapii psychologicznej zrozumiała, że nie ponosi odpowiedzialności za tę tragedię. Pozostał żal do mamy, która nie szukając pomocy zmarnowała jej życie. Która w Wigilię potrafiła wykrzyczeć jej, że to ona powinna wtedy zginąć. Była wyszydzana, potępiana i często lekceważona. Dojrzewała w samotności. Gdyby nie tata, pewnie sama targnęłaby się na swoje życie.

Dziś sama ma dwoje dzieci. Nie utrzymuje kontaktu ze swoją mamą. Wie jedno, nigdy nie skrzywdzi tak żadnego ze swoich synów.

JOLA

Jej mama w wieku 19 lat miała już dwoje dzieci, niepracującego męża i problem alkoholowy. Gdy Jola miała dwa miesiące zostawiła ją i jej dwuletnią siostrę z babcią, która była świeżo po operacji przepukliny. Zniknęła razem z tatą na kilka miesięcy. W dzieciństwie dziewczynki zwiedziły więcej melin niż placów zabaw. Lokalne pijaczki do dziś mówią im „dzień dobry”. Mama potrafiła zniknąć na kilka miesięcy z jakimś innym facetem. Czasem zabierała dzieci ze sobą. Wtedy przez kilka miesięcy nie widziały taty ani ukochanej babci. Gdyby nie babcia właśnie, trafiłyby do domu dziecka, ale ta zobowiązała się nimi w końcu zaopiekować. Kłótnie, awantury, połamane szczęki. Takie ma wspomnienia z dzieciństwa. Nie ma ani jednego zdjęcia z pasowania na ucznia, bo mama przyszła w gipsowej masce na twarzy, bez zębów. Tak sobie okazywali uczucia z tatą. Wynosiła z domu pieniądze i je przepijała. Potrafiła ukraść pieniądze z rady rodziców na bal gimnazjalny i także je przepić. Przychodziła pijana do jej koleżanek i na dyskoteki i chciała się bawić z młodszym towarzystwem.

Jola nie dotyka alkoholu praktycznie w ogóle. Nigdy nie wypiła nawet grama przy dzieciach i nigdy nie widziały jej pod wpływem alkoholu. W jej domu nie podnosi się głosu. Nigdy nie kłóci się z mężem przy dzieciach. Zapewniają im spokój i dzieciństwo jakiego Jola nie miała.

DARIA

Ma młodszą piętnastoletnią siostrę. Małgosia mieszka z mamą, ona natomiast z mężem i półroczną córeczką.
Nie chce być taka jak jej mama i robi wszystko, żeby taką nie być. W dzieciństwie bardzo brakowało jej czułości, miłości, zainteresowania ….chwil spędzonych z rodzicami. Taty wiecznie nie było w domu. Pracował. To właśnie z mamą była całe dnie. Hmmm z mamą.. źle powiedziane, każda z nich była osobno. Ona w jednym pokoju, mama w drugim. Nigdy nie była z nią nawet na zakupach. Zostawiała ją z babcią lub sąsiadką. Nigdy nie była z nią w kinie, nigdy nie zagrała w głupiego chińczyka. Gdy urodziła się jej młodsza siostra, sama czuła się jak jej mama. Nie mogła pójść za blok do piaskownicy. Z koleżankami mogła wyjść, ale zawsze z wózkiem. Miała zaledwie osiem lat , a z Małgosią bywała wszędzie. Wszyscy rówieśnicy się z niej śmiali. W sobotę zawsze wstawała o siódmej. Już jako ośmiolatka musiała sprzątać całe mieszkanie.
Obieranie ziemniaków do obiadu , mycie po śniadaniu, obiedzie , kolacji… cały czas. Mimo, że jej mama nigdy nie pracowała. Podczas, gdy kazała jej sprzątać lub opiekować się młodszą siostrą od pierwszych dni jej życia, ona siedziała z nogami na stole i oglądała telewizję. Bolało bardzo.. nikt Darii nie rozumiał. Gdy była nieposłuszna dostawała klapkiem albo była straszona tatą. Do dziś dzieli ją dystans z młodszą siostrą, a z mamą praktycznie w ogóle nie utrzymuje kontaktu.

Daria: „Nigdy, przenigdy nie będę taką matką jak dla mnie była moja. Nie będę straszyć córeczki tatą. Nie mogę się doczekać, żeby pójść z nią do kina. Jeszcze jest za malutka. Nawet zakupy spożywcze robię z nią, choć dziwnie wygląda mama z nosidełkiem i trzema torbami z zakupami. Ale jestem dumna, że ją mam i nigdy nie zmarnuję jej dzieciństwa.”

KAROLINA

Mama zawsze była dla niej bardzo ważna. We wszystkich sytuacjach postępowała tak, jak ona chciała. Poszła do szkoły, którą wybrała jej mama. Gd zaczęła pracować, oddawała pół wypłaty, bo odtąd również musiała utrzymywać dom. Na swoje wesele zaprosiła samą najbliższą rodzinę, bo rodzice tak postanowili. Była uzależniona od zdania mamy, a ta wzbudzając w niej litość powodowała, że Karolina na wszystko się godziła. Nigdy nie rozmawiała z mamą o dojrzewaniu, chłopakach, seksie. Gdy któregoś dnia, będąc jeszcze w liceum, powiedziała jej, że może być w ciąży to mama nie odezwała się nawet słowem. Płakała wtedy całą noc, mając wyrzuty sumienia, że ją zawiodła. Karolina od dziecka miała sporą nadwagę. W wieku sześciu lat ważyła 67 kilogramów. Mama lekceważyła ten stan. Nigdy nie usłyszała od niej: „dasz radę, wierzę w ciebie, rozwiążesz każdy problem i ze wszystkim sobie poradzisz”. Zamiast tego pamięta: „po co ci to, przecież i tak ci się nie uda”.

Dlatego teraz od początku pilnuje diety swoich córek, żeby żadna nie była nigdy wyzwana od grubasek. Pamięta jeszcze ten ból. Motywuje je każdego dnia do działania. Zachęca, chwali. Dużo z nimi rozmawia, tłumaczy wszystko stosownie do wieku. Ciągle pracuje nad sobą, bo wie, że dzieci biorą z niej przykład i dla nich warto się zmienić.

 

 

Wyjątki? Niestety nie. Takich rodzin jest więcej niż przypuszczamy. Są wśród nas. Może nawet bliżej niż nam się wydaje. Są beznadziejni, wyręczający się dziećmi rodzice. Mamy alkoholiczki. Rodzice znęcający się nad maleństwami. I w końcu dzieci żyjące w cieniu rodzinnej tragedii, za którą są obwiniane. Dzieci, które samotnie płaczą w poduszkę. Dorastają bez wsparcia, z poczuciem, że nigdy nie będą takimi rodzicami jak ich mama i tata…

A my co robimy? Reagujemy? Pomagamy? Czy tylko przewijamy na facebook’u drastyczne filmy?