ZANIM ZASTOSUJESZ ANTYBIOTYK, MUSISZ O TYM WIEDZIEĆ!

 

Zacznijmy od najważniejszego. Z wykształcenia jestem analitykiem medycznym (częściej spotykana nazwa: laborant/ka), ale nie jestem lekarzem. Nie postawię więc tu żadnej diagnozy. Myślę jednak, że to, co mam do przekazania jest cenną informacją, a zrobisz z nią to, co uznasz za stosowne.

Są sytuacje, w których lekarz nie ma żadnych wątpliwości, że do leczenia należy włączyć antybiotyk. Jeśli więc mamy zaufanie do lekarza, a on jest pewien, że antybiotykoterapia jest niezbędna to nie ma czemu się opierać. Inaczej sytuacja wygląda, gdy jednak istnieją wątpliwości co do konieczności zażywania antybiotyku. Niestety, lekarze często wypisują receptę na zapas, co prowadzi do tego, że pacjenci nadużywają jego stosowania.

Podstawowa informacja: antybiotyk nie zadziała na infekcję wirusową. Jeśli twój lekarz wypisuje go bez mrugnięcia okiem na grypę, uciekaj i zmień lekarza. To konował. Antybiotyk zwalcza bakterie, pierwotniaki i grzyby. Przy czym zabija baterie zarówno te „złe” jak i te „dobre”. Podczas jego stosowania zostaje zachwiana naturalna flora bakteryjna a organizm jest podatny na zakażenia, zwłaszcza grzybicze. Jeśli więc dopada nas wiru sówka, niepotrzebnie wyjaławiamy sobie organizm. Wystarczyłyby leki przeciwgorączkowe i zwalczanie objawów choroby. Co więcej,  częste stosowanie antybiotyków sprawia, że organizm ludzki zaczyna się na nie uodparniać. Wyobraź sobie, że do tej pory niepotrzebnie stosowałaś antybiotykoterapię i nagle chorujesz na anginę. Antybiotyk nie działa na coś, do czego się przyzwyczaił. Katastrofa.

Dużym problemem jest również to, że rodzice sami wymuszają receptę od lekarzy, żeby zapobiec zapaleniu płuc na przykład, kiedy dziecko bardzo kaszle. Trzeba pamiętać jednak, że antybiotyk nie zapobiega. Nie można wziąć go na zapas. Można natomiast wyrządzić sobie lub dziecku krzywdę.

Mam jednak dobrą wiadomość (złą też, ale to na końcu). Istnieje możliwość sprawdzenia czy antybiotyk należałoby wprowadzić do leczenia. Proste badanie z krwi, które nazywa się CRP. Ważne: nie jakościowe (czyli: wynik dodatni lub ujemny), a ilościowe. Przy stanie zapalnym nasz organizm produkuje całą gamę reakcji, które mają na celu wyeliminowanie atakującego nas drobnoustroju.  Powstają tak zwane białka ostrej fazy, których ilość wskazuje na stopień stanu zapalnego. Mówiąc wprost: im jest ich więcej, tym zapalenie większe. Białko C-reaktywne jest najsilniejszym czynnikiem ostrej fazy, można oznaczyć je w każdym laboratorium.

Naturalny poziom CRP wynosi do 5mg/l.  O stanie zapalnym możemy mówić powyżej 10mg/l.  Wirusówka do 40mg/l. Dla infekcji bakteryjnych ponad 100mg/l. Wynik pomiędzy 40 a 100 może wskazywać na to, że infekcja bakteryjna dopiero się rozwija.

Kolejną dobrą wiadomością jest to, że nie trzeba czekać kilku lub kilkunastu dni na sprawdzenie czy antybiotyk jest odpowiednio dobrany. CRP już dobę po podaniu antybiotyku powinno spadać. Jeśli po 24 godzinach wynik jest taki sam lub nadal rośnie należy zmienić lek, nie czekając do ostatniego dnia stosowania przepisanego antybiotyku.

Dlaczego lekarze nie kierują pacjentów na to badanie? Tu czas na tę złą wiadomość. Wyobraź sobie, co by się działo, gdyby wszystkich kierowało się do laboratorium. Nie stać na to przychodni, nie stać szpitali, nie stać w końcu NFZ. Stąd miesięczne czy roczne limity. Smutne, ale niestety prawdziwe. Namawiam jednak do tego, by prosić lekarzy, zwłaszcza pediatrów, nie o receptę, a o skierowanie na badanie. Ewentualnie wykonać je na własną rękę. Koszt nie jest duży, waha się w przedziale 7 – 15 zł.

Ostry kaszel, zielona wydzielina z nosa, czy nawet ból ucha nie muszą świadczyć o stanie zapalnym, natomiast zawsze świadczy o nim wysokie stężenie białek ostrej fazy. I tylko to jest pewne.