UWAGA! LECIMY NA KSIĘŻYC!

 

Możemy przygotowywać się do bycia mamą całymi latami a macierzyństwo i tak nas zaskakuje. Wiesz, to jest tak jak z przygotowaniem do klasówki szkolnej. Uczysz się teorii, myślisz, że jesteś przygotowana i bach! Dostajesz pytania z kosmosu. Tego nie było w podręczniku! To niesprawiedliwe!

Emocji też nie ma w żadnym poradniku. Teoretycznie wiesz co to baby blues, ale wiedzieć a przeżyć to dwie różne rzeczy. Wiesz jakich pieluch chcesz używać, a potem okazuje się, że maluszek jest na nie uczulony. Wiesz, że będziesz wstawać w nocy, żeby karmić niemowlę, ale nigdzie nie przeczytasz o tym, że to jednak cholernie męczące, tak noc w noc… To tak jak czytać o księżycu, wiedzieć o nim wszystko a jednak nigdy na nim nie być.

Na nasz księżyc jednak w końcu się dostajemy i kurna o ile łatwiej byłoby nam, gdybyśmy mogły zostać mamami, które będą na to wszystko przygotowane na tip top. Niemożliwe. Emocje zawsze biorą górę.

Dziś widzę ile błędów i niepotrzebnych spięć sama sobie fundowałam. Gdybym mogła cofnąć czas tak wiele bym zmieniła.

Najpierw wywaliłabym te wszystkie poradniki, które mówią „musisz!”, „powinnaś!”. Bo dziś wiem, że nic nie muszę. Nie ma jednej absolutnie dobrej drogi, którą powinna podążać każda mama. Nie ma jednego dobrego sposobu wychowywania ani jednego rozsądnego zachowania, które uratuje nasze nerwy. Nie ma jednego słusznego… lekarstwa na macierzyństwo.

Dziś nie wylewałabym już morza łez. Wszystkie tak bez sensu stracone siły spożytkowałabym inaczej. Cieszyłabym się każdą chwilą, bo dziś wiem, że dzieci tak szybko rosną… tak niesprawiedliwie szybko. Delektowałabym się tym niemowlakiem, celebrowałabym moment, w którym zasypia, nosiłabym i przytulałabym jeszcze więcej i jeszcze bardziej.

Nie przejmowałabym się już dziś tym, że obiad zrobiłam na szybko. Że nie mam figury modelki ani pomalowanych paznokci. Nie wyrzucałabym sobie, że porady z książek „nie działają” albo że to ja robię coś nie tak, bo według podręcznika to moje dziecko powinno być całkiem inne.

Nie wplątałabym się w poczucie winy, że moje piersi nie produkują tyle pokarmu ile powinny. Nie płakałabym za każdym razem, gdy przystawiałam dziecko do piersi. Nie wycierałabym już łez, które leciały strumieniami, gdy męczyłam się nad laktatorem. Nie czułabym się gorsza od zwierząt w momencie, gdy postanowiłam zakończyć walkę o laktację.

Chciałabym móc wcześniej wiedzieć wiele rzeczy, żeby zapobiec temu jak smutną, zgorzkniałą i nerwową mamą się stałam. Dziś nie patrzyłabym już w lustro z pogardą. Nie zmuszałabym się do spacerów z wózkiem. Nie byłoby mi przykro, że nie mam przy sobie żadnej przyjaciółki. Nie tęskniłabym do beztroskich, panieńskich czasów, gdy siedząc na ławce oceniałyśmy facetów od 1 do 10.

Pragnę dziś powiedzieć tym wszystkim kobietom, które odnalazły siebie w powyższym opisie lub spodziewają się pierwszego dziecka i czerpią wszystkie informacje z „mądrych” książek tylko jedno. Nie ufajcie ślepo wszystkiemu co przeczytacie, nawet jeśli autorem książki jest doktor habilitowany jakiś tam. Zawierzcie swojej intuicji! Cieszcie się swoim macierzyństwem nawet jeśli nie mieścicie się w normach poradnikowych. Kochajcie, przytulajcie, spacerujcie. Nie przejmujcie się szybkim obiadem, figurą pociążową, opinią obcych ludzi. Nie czekajcie, aż spadnie wam z nieba przyjaciółka gotowa otrzeć wasze łzy. Znajdźcie siłę w sobie. Celebrujcie każdą chwilę, bez względu na to czy z gołą przez całą dobę piersią czy butelką mleka w ręce.

Macierzyństwo jest wspaniałe. Jest największą i najwspanialszą przygodą. Męczącą, a jakże! Ale podróż na księżyc nie może być przecież lekka…

To mówiłam wam ja, mama trójki.