DLACZEGO MOJE DZIECKO JEST NIEGRZECZNE?

 

Krzyś był grzecznym i niesprawiającym problemów rodzicielskich chłopcem. Dopóki był niemowlęciem. Rodzice dbali, by brzuszek był pełny, pielucha sucha, sen spokojny a pokój wypełniony zabawkami. Czuł się bezpiecznie dopóki wszystkie jego potrzeby były zaspokojone. Rodzice wykonywali jednak wszystko podręcznikowo. Bez emocji. Tak ma być i koniec. Tak uczono ich w szkole rodzenia i tak o tym pisano w poradnikach. Egzamin z opieki nad niemowlakiem zdali śpiewająco.

Chłopiec jednak rósł. Nie potrzebował już pieluchy, potrafił samodzielnie zjeść posiłek a zabawki szybko go nudziły. Coraz częściej robił się „niegrzeczny”, jak nazywała to mama. Czy ktoś podmienił im dziecko? Co się nagle stało, że maluch zmienił się nie do poznania? Na wszystko reagował krzykiem, potrafił rzucić się na podłogę i uderzać pięściami gdzie popadnie. Na placu zabaw był złośliwy wobec innych dzieci, zabierał zabawki, gryzł, pluł i szczypał. Nawet przy wspólnym posiłku w domu celowo wyrzucał jedzenie z talerza.

Rodzice byli bezradni. Szukali pomocy w poradnikach, kupowali tony książek, zapisali go do psychologa. Coś musi być z nim nie tak, skoro z aniołka przeobraził się w klasycznego małego diabła. Szukali powodów, robili badania, podejrzewali popularne ADHD. Musieli znaleźć nazwę tego co dolega ich synowi. Gdzieś przecież musi być jakieś medyczne określenie, teoretyczne dane, rozwiązanie problemów.

Krzyś chorował na klasyczne „zobojętnienie rodziców”. Nie mogli tego dostrzec na kartkach książek pedagogicznych. Nie czytali o tym w poradnikach, a jednak ono istnieje. Zaspokojenie podstawowych potrzeb dziecka, takich jak jedzenie czy spanie nie ma nic wspólnego z wychowywaniem. Nie ma też nic wspólnego z rodzicielstwem.

Chłopiec musiał pluć i gryźć, by zwrócić na siebie uwagę mamy. Musiał wyrzucać ziemniaki z talerza, by zainteresował się nim tata. Nie znał innego sposobu. Dopóki siedział cicho w kąciku grzecznie kolorując obrazek, nikt się nim nie zajął. Ale kiedy porwał tę kartkę na sto kawałków i poroznosił po mieszkaniu to rodzice od razu reagowali. Kiedy ubrał się samodzielnie do przedszkola nie usłyszał pochwały, ale jeśli zaprotestował i siedział czekając, aż go ktoś ubierze, przynajmniej przez chwilę miał mamę blisko siebie.

Rodzice żyli wedle zasady : „Grunt, żeby dziecko nie sprawiało kłopotów”. Reagowali na bójki, nieposłuszeństwo, skargi pań z przedszkola. Ale nigdy nie zainteresowali się co jest tego przyczyną. Zwalczali jedynie skutki. Dziecko ma być posłuszne. Kropka.

Krzyś miał ogromne poczucie odrzucenia przez najbliższe mu osoby. Nie potrafił o tym powiedzieć, nie wiedział w jaki sposób sprawić, by mama zwracała na niego uwagę również wtedy, gdy stara się być posłuszny. Wtedy, gdy grzecznie maszeruje przed snem do łazienki i bez protestów myje zęby. Wtedy, gdy zjada obiad nie brudząc całej podłogi wokół krzesła lub wtedy, gdy podzieli się zabawką z kolegą w piaskownicy. Tylko negatywne zachowanie „działało”, więc dlaczego miałby zaprzestać?

Kiedy Krzyś dorośnie w ten sam sposób będzie próbował zwrócić na siebie uwagę. Otrzyma status najbardziej niegrzecznego ucznia w klasie, potem będzie draniem łamiącym kobiece serca, bo przecież nikt nie pokazał mu jak należy dbać o ukochaną osobę.

Pewnie znasz niejednego takiego „Krzysia”, którego nieodpowiednie zachowanie nie jest wynikiem zwykłego buntu czy normalnym etapem w rozwoju dziecka. To dziecięcy krzyk : „zauważ mnie!”. Tu nie ma medycznego określenia. Tu trzeba rodzica, uwagi, zainteresowania, miłości. Oto cały lek. Zanim więc znów wyruszysz do lekarza, by znaleźć przyczynę, najpierw poszukaj jej w sobie.