PŁACZ DZIECKA TO SZANTAŻ?

 

„Nie noś, bo przyzwyczaisz”. „Nie biegnij jak tylko zapłacze, bo będzie to wykorzystywać”. „Nie wychowuj maminsynka”. „Jak będziesz tyle przytulać to wychowasz mięczaka”. Znacie to?

Biłam się z własnymi myślami przy pierwszej córce. Iść, gdy zapłacze czy poczekać? Zarówno serce jak i rozum podpowiadały mi, że moje dziecko mnie potrzebuje. Zwłaszcza, gdy jest jeszcze małe i nie ma możliwości, by świadomie wykorzystywać swój płacz. Ale co ja tam mogłam wiedzieć, byłam młodą, głupiutką, niedoświadczoną mamą. I choć początkowo miałam mnóstwo wątpliwości, to moje serce wygrywało za każdym razem.

Przy bliźniaczkach to już się czułam jak rasowa matka polka, która doskonale wie jak wychować swoje potomstwo. Miałam w nosie gadanie na boku, nie interesowało mnie jak oceniają to inni, nie słuchałam męża, który mówił, że „zaraz przestanie płakać, nie biegnij od razu”. Jeśli płaczą to coś im dolega, albo zwyczajnie potrzebują mnie blisko siebie. Nie było lekko, bo one dwie, ja jedna, tatuś wiecznie poza domem i starsza córka czekająca w drugim pokoju. Że ja w wariatkowie wtedy nie wylądowałam to cud jakiś. Dziś wiem, że wszystko co robiłam, robiłam dobrze. Mimo wątpliwości, mimo braku cierpliwości, zdenerwowania i bez możliwości na spokojne wysikanie się.

Opowiem Wam coś, co przeczytałam niedawno, a co spowodowało, że miałam ochotę sama sobie przybić piątkę.

Pewnego dnia w starym sierocińcu zorganizowano spotkanie z misjonarzem z Ugandy. W dużej sali poza wykładowcą i zebranymi gośćmi stało prawie sto łóżeczek z maleńkimi dziećmi. Panowała absolutna cisza. Maluszki nie płakały. Dlaczego? Siostra prowadząca sierociniec wytłumaczyła zdziwionym gościom, dlaczego tak się dzieje. Tamtejsze dzieci przestają płakać mniej więcej po tygodniu zabiegania o uwagę. Sierociniec jest przepełniony, a brakuje sióstr do pracy. Nie ma możliwości, by zająć się nimi wszystkimi od razu, gdy zapłaczą. Przestają więc, wiedząc, że i tak nikt nie przyjdzie. Że nie mają na kim polegać. Że nie ma takiej osoby, która zapewni im poczucie bezpieczeństwa… Po tygodniu…

Te dzieci zostały porzucone przez rodziców lub pozbawione możliwości bycia z nimi. Ich los jest smutny i niestety będzie miał wpływ na całe dorosłe życie.

Czyż współcześni rodzice nie robią tego samego, uważając by nie wychować mięczaka? Czy nie porzucają swoich dzieci, w imię dobra, jak im się wydaje? W dokładnie ten sam sposób pozbawiają swoich dzieci potrzeby bliskości i poczucia bezpieczeństwa. I to chyba jest jeszcze smutniejsze.

Przytulajcie swoje dzieci zawsze wtedy, gdy macie ochotę. Reagujcie na płacz. Tak przecież zachowuje się osoba, która kocha…