NIGDY NIE WIERZ KOBIECIE

Nie mam przyjaciółek. Tu, na miejscu. Mam wiele koleżanek, znajomych, ale żadnej przyjaciółką nazwać nie mogę. Jedyna osoba, której ufam w 100 procentach mieszka 200km ode mnie. I mimo że mamy codzienny kontakt, widujemy się rzadko. Za rzadko. Czasem zastanawiam się czy tak samo wyglądałaby nasza znajomość, gdybyśmy mieszkały obok siebie. Czy może skończyłaby się tak jak wszystkie poprzednie.

Nie ufam kobietom. Nie tym, które są blisko. Mimo, że wiele z nich lubię, wiele szanuję, wszystkim życzę dobrze. Dostałam tyle razy nożem w plecy, że wiem, że nie będę w stanie pozwolić nigdy nikomu tak bardzo się do mnie zbliżyć. Tak, żeby odsłonić się w pełni. Tak, żeby nigdy niczego nie udawać.

Pierwsza prawdziwa przyjaźń skończyła się wraz z nauką w liceum. Mimo, że trwała od pierwszej klasy podstawowej. Jakoś każda z nas poszła w swoją stronę. Każda zaczęła na swój sposób układać sobie życie. I mimo, że nadal się lubimy to jednak żadnego bliskiego kontaktu nie mamy. A miałyśmy być wieczne. My i nasze wspólne plany. My i nasi mężowie. Miałyśmy razem się starzeć i nigdy nie pozwolić, by coś nas rozdzieliło…

Następna przyjaźń była ślepa. Kompletnie ślepa. Zaprzyjaźniłam się z dziewczyną, której celem numer jeden jest rywalizacja. Jeśli nie jest w czymś lepsza, dokopie ci. Jeśli jej dziecko jest w czymś słabsze, nigdy się do tego nie przyzna. Kobieta chora z zawiści. To taki człowiek, który „przyjaźni się” z każdym. Po tym doświadczeniu wiem, że takie osoby należy omijać z daleka. Ktoś kto ma wielu przyjaciół, tak naprawdę nie ma żadnych.

I przyjaźń, która sprawiła mi największy ból. Taka przyjaźń, za którą tęsknię do dziś. Uczucie tak silne, że mimo iż zranione chyba nadal na coś czeka. To osoba, która była ze mną w najgorszych chwilach mojego życia. Która nie pozwoliła mi się poddać, gdy świat zawalił mi się na głowę. Która zawsze we mnie wierzyła i dodawała sił na co dzień. Przyjaźń, która skończyła się tak nagle, że do dziś nie jestem w stanie w to uwierzyć. Nawet pisząc to czuję, jak bardzo mi przykro a łzy same napływają do oczu. Do dziś nie wiem do końca co się stało. Dlaczego mnie odepchnęła. To tak jakby ktoś chciał pogłaskać cię po policzku a tak naprawdę daje ci w ryj. Z zaskoczenia.

Minęłyśmy się na cmentarzu 1 listopada. Bez słowa. Bez kontaktu wzrokowego. Boli.

Dlatego nie wierzę w przyjaźń damsko-damską. Nie ufam kobietom. I mimo, że tęsknię za moją przyjaciółką z Krakowa, to w głębi duszy wiem, że lepiej jest, gdy jesteśmy daleko od siebie. W każdej chwili mogę zadzwonić, w każdej chwili napisać. Zawsze doradzi, wysłucha, rozśmieszy. A i ja staram się by ZAWSZE mogła na mnie liczyć. I niech zostanie jak jest. Tak bezpieczniej.