5 RZECZY “MUST HAVE” KAŻDEJ ŻONY

Pamiętasz jeszcze ten stan zakochania? Bijące serce niczym dwon, drżące dłonie i motyle w brzuchu? Skradzione pocałunki, rosnąca namiętność i uczucie silniejsze z każdym rokiem? Potem oświadczyny, piękny ślub. Stop. Tu zaczyna się prawdziwe życie.

Nagle okazuje się, że nasz ukochany nie jest wcale rycerzem a zwykłym facetem. I uwaga, ma wady! Nic w tym dziwnego. Nie od dziś wiadomo, że jego negatywne cechy zawsze wychodzą na światło dzienne w momencie, gdy z kimś zaczynamy żyć na co dzień. Są jednak rzeczy, które pomogą ci kobieto nieco ugłaskać twojego mężczyznę.

Oto mój niezbędnik. Absolutne “must have” każdej żony:

 

1.Wałek do ciasta. Bynajmniej nie do robienia owego ciasta. Wałek w tym przypadku to narzędzie budujące respekt męża względem swojej kobiety. Wyobraź sobie sytuację: ukochany wychodzi z kolegami na piwo/mecz/do pubu (niepotrzebne skreślić, choć nie wydaje mi się konieczne cokolwiek tu skreślać). Mówi, że wróci o 23:00. O północy łaskawie dzwoni, że “się przedłużyło” i będzie za kwadrans. Naiwna jesteś jeśli wierzysz w jego punktualność w tej sytuacji. Tu wkracza do akcji nasz ulubiony wałek. Oczywiście nie namawiam do przemocy (nigdy!), ale wyobraź sobie widok kobiety w półmroku o 2:00 w nocy z wałkiem w ręku. Przerażające co? Dobrą alternatywą jest patelnia. Ciężka.

2. Maślane oczy. Zawsze wtedy, gdy nabroiłaś, chcesz coś uzyskać lub wymusić zmianę jego zdania w ważnej dla ciebie kwestii. Działa. Udowodnione.

3. Foch pospolity. Broń kobieca XXI wieku. Nie muszę nikomu tłumaczyć co to i po co to. Wiadomo. Strzelić fochem jest zdrowo. I zdecydowanie lepiej niż porządnie się wkurzyć a potem żałować wypowiedzianych słów.

4. Ulubiony zimny trunek męża. Zawsze miej w lodówce. Przydaje się w godzinie “zero”. Łagodzi jego złość, likwiduje stres, zmniejsza napięcie między małżonkami. Oczywiście odpowiednio podany przez kobietę. If you know what I mean.

I nr 5. Co to miało być? Kurcze, zapomniałam. Ach tak, zapomniałam!

5. “Zapomniałam”. Znów czegoś nie zrobiłaś. A tak prosił. No przecież tak ładnie prosił… Zdradzę ci sekret. Nigdy nie tłumacz się zmęczeniem, kolejnym ciężkim dniem z dziećmi ani podobnymi macierzyńskimi “wymówkami”. Bo dla niego to tylko wymówki. Po co masz kolejny raz słuchać, że przecież nie ty jedna tak masz, że ciągle marudzisz itd. Wystarczy “zapomniałam”. Pozłości się i mu przejdzie. Bo co zrobi jeśli to prawda? Przecież zawsze mógł ci przypomnieć.

Zanotowane? Dobrze. Pamiętaj o najważniejszym, każdy sposób na dogadanie się jest dobry, jeśli działa!